publikacje

Lekcja Europy Środkowej

2009

Wybór esejów prof. Csaby G. Kissa publikowanych w ciągu ostatnich 15 lat w Polsce i na Węgrzech. Autor – wybitny znawca zagadnień środkowoeuropejskich – jest historykiem kultury, politologiem i historykiem literatury; prowadzi badania z zakresu komparatystyki literatur Europy Środkowej, a także mitów i symboli narodowych w literaturze. W roku 2000 ukazało się polskie wydanie jego "Dziennika Polskiego" (1980–1982).

 
 

Jechać do Krakowa

Moje podróże do Polski: letnie przygody z autostopem od Karpat po Morze Bałtyckie, do Wrocławia, Poznania i nad jeziora mazurskie, później mknącym przez ośnieżone pola pociągiem, a w sylwestrową noc w wirującym tłumie Polaków. Jakoś zawsze Kraków stanowił dla mnie Centrum. Był pierwszym albo jedynym przystankiem. Przyjmował mnie i żegnał. Zawsze czekał na mój powrót.

Już z daleka pozdrawiają mnie wieże kościoła Mariackiego: Witaj – słyszę, wychylając się z okna pociągu – nareszcie znów tu jesteś, Węgrze tułaczu! Jak gdybym dopiero wczoraj wyjechał. Jakby nie liczył się czas spędzony poza Krakowem. Wczoraj, pięć miesięcy, czy pięć lat temu – wszystko jedno. Najważniejsze, że znów przyjechałem i jestem tu, u bram miasta.

Niezwykły jest ten czas, krakowski czas. Z jego bezkresną historią, z niezmienną zmiennością. Próżno niszczeją stare mury, miasto jest wieczne. I młode. Odwieczne kamienice niewzruszenie spoglądają na kłębiącą się przed nimi młodość. Na Rynek Główny, na Floriańską ciągną gromady dziewcząt i chłopców. Niegdysiejsze dziewczęta, dziś już szacowne damy, być może prowadzą na Planty swoje wnuki.

Co godzinę rozbrzmiewa trąbka hejnalisty. Znak pokrewieństwa przywodzi mi na myśl inny wymiar krakowskiego czasu, ekscytujące pulsowanie chwili, napięcie pełnego nadziei oczekiwania. Aby coś się stało. Coś ciekawego, wspaniałego. Coś, co może mi się przydarzyć tylko tutaj. Jest to taki czas, z którego znika teraźniejszość, podobnie jak rozprasza się w powietrzu dźwięk rozbrzmiewającego się hejnału. Jakby był jedynie czasem przyszłym.

Przeciąć ponownie Rynek, potem przejść prze Sukiennice pośród mrowia turystów, aby stanąć przed pomnikiem Mickiewicza. Jakby ustawiono go tutaj niczym znak, by móc się przy nim spotkać. I spiesząc – lub snując się bez celu – dalej, powiedzmy w kierunku Brackiej. Istniała tam niegdyś bursa węgierskich żaków, wytarte litery na tablicy pamiątkowej trzeba niemal wymacać palcem. Rozbrzmiewała w tym zakątku miasta mowa węgierska i przed pięciuset laty, i w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Którędy dalej? Czy tamtędy skąd polscy królowie kroczyli na Wawel? Mogę też skręcić w Kanoniczą, ku siedzibie Związku Pisarzy, gdzie pewnego razu w środku nocy nie mogłem dostać się do ciemnego budynku. Mijają godziny, powoli zmierzcha, a ja błąkam się dalej po mieście. Wspinam się jeszcze na kopiec Kościuszki, stąd wyraźnie rysuje się sylweta miasta, jak gdybym spoglądał na powiększoną mapę.

Stają mi przed oczami słoneczne krakowskie poranki, gdy widzę na ulicy te wesołe twarze. I błysk w ich spojrzeniach. Te oczy. Wówczas, i teraz też. Niebieskie, w kolorze niezapominajek, orzechowe i głęboko szare. Pozostaniecie w moje pamięci.

Krakowie, stolico mojej młodości – czekaj, przybywam.

Rewolta plemienna w Środkowej Europie.

Nieprzekraczalną przeszkodą dla naszej skomplikowanej umysłowości zachodniej są cechy narodowe inne od naszych.
Joseph Conrad, W oczach Zachodu

Mówiąc o kwestiach narodowych w Środkowej Europie, czujemy się często w obowiązku przyjąć rolę tłumacza, gdyż inaczej rozumiemy znaczenie nawet najbardziej podstawowych kategorii. Weźmy na przykład pojęcie narodu, jednej z determinujących kategorii historycznych współczesnej epoki. Dla nas nie oznacza ono jedynie wspólnoty politycznej, ale obejmuje jednocześnie wszystkich mówiących tym samym językiem i należących do tego samego kręgu kulturowego. Należy przy tym wiedzieć, że z reguły zasięg tych dwóch typów wspólnoty nie pokrywał się ze sobą, czy to dwieście lat temu, czy dzisiaj. Mówiąc o zjawisku nacjonalizmów w Europie Środkowej, nie można abstrahować ani od drogi, często wyboistej, na której tworzył się wybrany naród, ani od okoliczności politycznych i społecznych modelujących ten proces w środkowej części kontynentu (w odróżnieniu od Europy zza Łaby i od Imperium Rosyjskiego).

Patrząc z Zachodu, trudno zrozumieć, jak to się dzieje, że granice państwowe i granice „narodowe” tej samej nacji mogą być różne, i dlaczego małe grupy narodowe czy wspólnoty etniczne chcą się zorganizować w formie narodu i stworzyć nowe państwo w miejsce istniejących obecnie ram integracyjnych.

W 1848 roku dwaj lewicowi liberałowie – Karol Marks i Fryderyk Engels, z pewnym niezrozumieniem śledzili wysiłki mniejszych ludów słowiańskich usiłujących wybić się na niepodległość. Obaj ci apostołowie uznawali owe ruchy za „kontrrewolucyjne”, podobnie jak jakobini francuscy traktowali zwolenników autonomicznych prowincji. Jeśli jako ramę obserwacji przyjmiemy francuską lub anglosaską drogę tworzenia narodu, to wiele zjawisk pozostanie niezrozumiałych. Kwestia jest więc nadal otwarta. Czy proces tworzenia się narodu oraz sposób, w jaki toczył się on na Zachodzie, może być za uniwersalny? Przyjmując ideę, zgodnie, z którą naród jest wspólnotą polityczną, unią obywateli zasadzającą się na równość praw, musimy sobie postawić pytanie, jak owa wspólnota będzie się miała do różnic językowych i kulturowych. Pragmatyczne wymogi (administracja państwowa, obowiązkowa służba wojskowa) wielokrotnie doprowadziły do prawie całkowitej likwidacji niektórych ludów.

W Europie Środkowej, gdzie istniała i istnieje aż do dzisiaj wielka różnorodność etniczna i językowa, zasada jednolitego Państwa-Narodu (czy też państwa narodowego) kazał politykom twierdzić, że ujednolicenie językowe jest celem, do którego należy dążyć. Nawet ze szkodą, jeśli to konieczne, dla ludów mówiących innymi językami. Idea ta sama w sobie stanowiła część procesu modernizacji. Taka właśnie refleksja przejawiła się w aspiracjach polityków węgierskich po 1867 roku, zmierzających do scentralizowanego państwa narodowego, jak również w polityce państw quasi-narodowych powstałych w Europie Środkowej po 1920 roku.

Z tego też powodu czujemy się wciąż zobligowani do zlikwidowania wszelkich źródeł tego nieporozumienia. Taką właśnie ideę pragnąłbym rozwinąć w niniejszym studium, rzucając jednocześnie nieco światła na niektóre powody deformacji zachodniego spojrzenia na problem państwa narodowego.

Jeszcze dzisiaj nawet, czytając analizy dotyczące nacjonalizmów postkomunistycznych, mamy często wrażenie, że napotykamy na takie same argumenty i opisy jak te wysuwane na temat naszego regionu w okresie międzywojennym. Dla uproszczenia: chodzi o małe państewka kłócące się ze sobą, a każde z nich ma wobec swojego sąsiada jakieś roszczenia terytorialne, których dezyderaty popierane są agresywną retoryką i w których mniejszości narodowych używa się w charakterze piątej kolumny. Na Zachodzie mawiano, że z racji swojego niedostatecznego rozwoju zacofania państwa te są predysponowane do posiadania reżimów autorytarnych i do nadmiernych zbrojeń. W ich mentalności dostrzegano silną skłonność do nietolerancji i zauważano nadmierny wpływ Kościołów. Innymi słowy, nie można z tym regionem wiązać jakichkolwiek nadziei, cechuje go bowiem „obskurantyzm”, chaos i reakcjonizm i z tego tytułu jest on przeciwieństwem państw oświeconych, postępowych i rozwiniętych.

Nie pragnę tu w żaden sposób idealizować Europy Środkowej z okresu międzywojennego, ale rzeczywistość nie miała wcale tak ciemnych barw, w jakich Zachód chciałby ją nakreślić – i to niezupełnie niezależnie od sytuacji, która powstała po drugiej wojnie światowej, to znaczy po Teheranie i Jałcie. Faktycznie bowiem totalitaryzm faszystowski mógł zostać zwyciężony jedynie dzięki sojuszowi z innym rodzajem totalitaryzmu. A począwszy od zimy 1939-1944, stawało się coraz oczywistsze, że większa część Europy Środkowej zostanie wyzwolona spod okupacji faszystowskiej przez Związek Radziecki.

I tak Polska, dla której, w obronie jej niezawisłości, Francja i Wielka Brytania przystąpiły do wojny we wrześniu 1939 roku, musiała zostać oddana w sowiecką strefę wpływów. Stało się więc konieczne stworzenie argumentacji ukazującej negatywne oblicze międzywojennej Polski. W sumie Europa Środkowa stała się częścią świata sowieckiego. Ten fakt wiele osób na Zachodzie uważało za szansę „rozwoju” czy modernizacji dla całego tego regionu, co mogłoby położyć kres nacjonalizmowi małych skłóconych ludów. Wielu też sądziło, że tereny owe staną się później wolne od waśni plemiennych, że nie będzie już problemów granic ani kwestii mniejszości narodowych.

Zważywszy, że kwestia narodowa powodowała napięcia w Europie Środkowej zarówno pięćdziesiąt, jak i osiemdziesiąt lat temu i że dylematy te dziś pozostały nierozwiązane, chciałbym się nieco zatrzymać przy „współrzędnych” narodu charakterystycznych dla naszego regionu. Na naszych terenach pojęcie narodu było „produktem importowanym” z Zachodu. Kiedy więc już do nas dotarło, należało je nieco zatrzymać przy „współrzędnych” narodu charakterystycznych dla naszego regionu. Na naszych terenach pojęcie narodu było „produktem importowanym” z Zachodu. Kiedy więc już do nas dotarło, należało je nieco przerobić, aby móc je zaszczepić na lokalnym gruncie, gdyż nie było tu ani ram politycznych, ani autonomicznej przestrzeni gospodarczej, ani też nawet jednolitego standardu językowego. W tym świecie ogromnego zróżnicowania lingwistycznego, kulturowego i wyznaniowego, tkwiącym pośród żywiołów języka niemieckiego i rosyjskiego, należącym dotychczas do trzech imperiów dynastycznych (monarchii Habsburgów, Rosji carskiej i imperium otomańskiego), z początkiem ubiegłego stulecia niewielkie istniały nadzieje na to, by powstało niezawisłe państwo narodowe, polskie czy węgierskie, nie mówiąc już o mniejszych narodach, mających skromniejszą tradycję historyczną.

To tendencje polityczne i system argumentacji ideologicznej dla niemieckich aspiracji do zjednoczenia zachęciły stopniowo małe narody do wypracowania własnych projektów narodowych. Pojawiły się romantyczne mitologie narodowe i mapy geograficzne z wyśnionymi ojczyznami. Ze względu na ową niezwykłą różnorodność etniczną i zbyt skomplikowane stosunki publiczno-prawne oraz powagę rzeczywistości panującej w wielkich mocarstwach, w tych projektach narodowych, opracowanych przez naukowców, etnografów i poetów, odnajdujemy mniej lub bardziej bezpośredni zamiar dokonania secesji, a także aspiracje terytorialne wobec sąsiadów czy też dążenia do ujednolicenia mniejszości narodowych mówiących innym językiem. Idee zasadzające się na fundamencie liberalnym mogły zostać sformułowane przede wszystkim przez tych, którzy posiadali jakąś tradycję funkcjonowania jako państwowość czy prowincja.

Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, wydaje się praktycznie niemożliwością, by ludy stosunkowo niewielkie liczebnie, żyjące na małym terytorium i nieposiadające tradycji państwowości, jak to było na przykład w wypadku Słowaków czy Słoweńców, były w stanie wejść na drogę tworzenia nowoczesnego narodu. A jednak tak się stało. Z chwilą gdy na scenie pojawił się węgierski ruch narodowościowy, ludy niewęgierskojęzyczne Królestwa Węgierskiego niezwłocznie jęły formułować własne dezyderaty.
 
 

Csaba G. Kiss

Csaba G. Kiss - historyk kultury i literatury, hungarysta, germanista, eseista; współzałożyciel Węgierskiego Forum Demokratycznego; w latach 1992-1995 dyrektor Instytutu Europy Środkowej w Budapeszcie; od roku 1995 docent uniwersytetu ELTE w Budapeszcie w Katedrze Dziejów Kultury na Wydziale Humanistycznym, w latach 1999-2004 profesor Uniwersytetu w Zagrzebiu; autor prac literackich i naukowych, zwłaszcza w zakresie komparatystyki literatur Europy Środkowej, mitów narodowych oraz symboli narodowych w literaturze, jak również stosunków węgiersko-polskich i węgiersko-słowackich.

powrót na stronę główną » powrót do wyników wyszukiwania »