publikacje

Modele mecenatu państwa...

2008

Modele mecenatu państwa wobec integracji europejskiej to publikacja, która stanowi interesujące porównanie polskiego i słowackiego myślenia o kulturze. Głosy osób odpowiedzialnych za kształtowanie polityki kulturalnej w obu krajach, jak również „praktyków” kultury, reprezentujący różne instytucje i przedsięwzięcia kulturalne skupiają się w kilku wątkach, takich jak: • modele finansowania kultury i zarządzania nią; • kultura wobec transformacji (mecenat państwa a inne formy mecenatu); • kultura jako czynnik rozwoju w kontekście współpracy regionalnej i transgranicznej; • trudności w pozyskiwaniu funduszy na konkretne wspólne przedsięwzięcia słowacko-polskie

Silvester Lavrík, Ze Spiszu do Krakowa jest bliżej niż z Krakowa na Spisz

Naprawdę problemem jest stan, w którym nasza powszechnie akceptowana świadomość sięga z grubsza do połowy XIX wieku, później mamy tam bajkowo niesamowite ciemności i dopiero gdzieś na krańcu historii człowieka, na drodze w zapomnienie, błyskają światła hamulców Państwa Wielkomorawskiego i państwa Samona.

Problem ten jest jedną z właściwych przyczyn braku stosownej pewności siebie i świadomości modelowego Słowaka. Czy zatem wiemy, kto ma na sumieniu taki stan rzeczy? Wiemy. Nasz pan nauczyciel. Tak, ten dobry, miły pan z okrągłym brzuszkiem i delikatną łysinką, który dziatkom aż do całkowitego ogłupienia jako jedyne wzory godne naśladowania przedstawia plakatowych bohaterów romantyzmu. Dziecko to jednak bystre stworzenie. Wyraźnie czuje, że coś tu musi być nie w porządku. Chętnie identyfikowałoby się z godnymi naśladowania wzorami. Ale ma co do nich wysokie wymagania. Jeśli rodzina, szkoła i społeczeństwo nie potrafią mu ich w wiarygodny sposób nazwać, jeśli nie potrafią ich wypełnić żywym i autentycznym wzorem, zaczyna się rysować poważny problem.

Dziecię odrzuca proklamowanego bohatera i znajduje sobie innego.

Z reguły obcego, absolutnie nieprzystającego do proporcji naszego kraju. Przecież taki np. RoboCop do większości naszych wąskich dolin nawet by się nie zmieścił. A co dopiero mówić o całej ekipie! Smutne jest to, że w ten sposób potomka modelowego Słowaka, już od kilku pokoleń, wpędza się w sytuację, którą trafnie nazwał Melechow w Cichym Donie: „Od swoich otorwalsja, k czużim nieprobilsja. Plywajet kak gowno w prolubi…”

Niezbyt to radosna konstatacja, ale jeśli chcemy naprawdę zacząć rozmawiać o zmianach systemowych w sferze kultury, musimy się uczciwie przegryźć do istoty tego problemu. Mit o tym, że nie istnieje historia Słowacji w kontekście europejskim, mit o „robotnych królach z naszych chałup”, powinniśmy z podziękowaniem odłożyć na pawlacz, gdzieś między kostium trójgłowego smoka a kapelusz Tomcia Palucha. Abyśmy po Europie nie biegali bezbronni i nadzy, dobrze będzie mieć w tej chwili coś szykownego, z dobrego materiału i od dobrego krawca.

Za całkiem przydatny model uznałbym wielokulturowy miks z materiałów naturalnych, ze srebrnymi bańskoszczawnickimi aplikacjami z przodu, wydłużający i wysmuklający sylwetkę, z kieszonką na piersi, w której zamiast romantycznie błotnistego serca zaszyto opal spod Dubníka. Jeśliby na nas dobrze leżał, a nie ma powodu, by przypuszczać, że tak nie będzie, zdecydowanie by to pomogło pewności siebie modelowego Słowaka. Wtedy nie musielibyśmy już cierpnąć za każdym razem, kiedy zbiera mu się na przemowy.

A jeśli chodzi o nasz drugi poważny problem, o informacje lub ich absolutny brak, spróbuję być i rzeczowy, i pragmatyczny. Tylko po drodze z hotelu tutaj, do Centrum, dowiedziałem się o dziesiątkach imprez kulturalnych, które w tych dniach odbywają się w Krakowie. Z plakatów. Żałuję, ale gdybym nie miał tego szczęścia, że mogę być w tym zachwycającym mieście osobiście, nigdy bym się o nich nie dowiedział. Nie dlatego, byście to ukrywali, bynajmniej!

Są one nawet doskonale obecne również w Internecie, wyszukiwarki pomogą mi zorientować się w ofercie kulturalnej Krakowa bardzo szybko, a w ciągu pięciu minut mogę już nawet mieć zarezerwowany bilet. Problem tkwi w czym innym. Nie przyjdzie mi do głowy, by szukać w tym kierunku. Ale nie szukam też imprez w Zakopanem, choć do niego rzeczywiście mam dwa kroki i właśnie teraz działa tam jedna z najbardziej postępowych scen teatralnych w całym regionie. Nie szukam też kultury w Budapeszcie, Győrze, Wiedniu. O Łemkach mówi się u nas, że mają takie długie szyje, bo ponad Bratysławą patrzą aż do Pragi. A my zachowujemy się tak samo. Wciąż wpatrujemy w Paryż, Londyn, Nowy Jork. I zapominamy o swoich naturalnych i po stokroć sprawdzonych inspiracjach tylko dlatego, że mamy je tuż pod nosem. Wszystkie te związki historyczne tak długo były celowo kamuflowane, aż niemal obumarły. Choć z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że i na mapie Słowacji istnieje kilka wyraźnych działań kulturalnych, które mogą zabiegać o uwagę w utkanej w ten sposób sieci centrów kultury w obszarze środkowoeuropejskim. Na tej płaszczyźnie rozważań musimy stać się w najwyższym stopniu pragmatyczni, jednak od technologii i instytucji powinni byśmy przejść dalej. Musimy zbudować sprawną mentalną sieć informacji. Wtedy nie będziemy się obawiać nawet utraty tożsamości i przestanie nas trapić brak pewności siebie.

Jeżeli zaś chodzi o ten bon mot, którym zaczynałem swój referat, abstrahując od bogatej historii, w kontekście współczesności i z pewnością również bliskiej przyszłości, to jest prawda. Ze Spiszu do Krakowa jest bliżej niż z Krakowa na Spisz. Bo nam się do Krakowa jeździć chce. Mamy po co. Cieszyłbym się, gdyby było i odwrotnie.

Ponieważ paradoksy działają najlepiej. Mimo problemów, a czasem dzięki nim, kultura współczesna jest żywa. Tu i tam, w Krakowie i na Spiszu.

powrót na stronę główną » powrót do wyników wyszukiwania »